« Powrót Następne pytanie »
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
icaria
icaria

2010-03-07 10:28

|

Poród i Połóg

"Osoby towarzyszące przy porodzie"

Czy decydujecie się, bądź zdecydowałyście się już na obecność kogoś przy Waszym porodzie? może macie jakieś anegdoty z tej przygody? Chciałabym też sprawdzić jakie są tendencje rodzących i czy faktycznie obecność osoby bliskiej jest pomocna.

Odpowiedzi

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
pati9393

Hej;* ja miałam poród rodzinny tzn. z Tatusiem dzidzi ;] i powiem ci że, naprawde bardzo mi pomagało samo to że, był przy mnie w tak ciężkich bólach... fakt że, mniej nie bolało ale miałam w kogo wbijać pazurki he he ;] daje to dużo naprawde także polecam ;] Na początku mój M. nie chciał z powodów widokowych krew krzyki itd. Ale jednak sam się na to zdecydował podejrzewam że, sama bym nie dała rady straszny stres wokól tylu studentółw akurat na nich trafiłam z 10 ich było masakra.. to bynajmniej mniałam przy sobie osobe którą kocham i mówie ci że mój M. bardziej ten poród przerzywał niż ja ;]

 

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
agi234

Postanowiliśmy z mężem, że on będzie przy porodzie, bardzo się cieszę z tego powodu, chociażby dlatego, że będzie służył jako komunikator między mną a położną:D A tak na poważnie myślę, że to wielkie wsparcie dla kobiety, wiesz, że jest i możesz na niego liczyć. Są już wypowiedzi odnośnie tego tematu i dziewczyny które miały swoich facetów przy sobie, mówią, że nie wyobrażają sobie jakby ich tam nie było...

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
przyszlamlodamama

Ja rowniez od poczatku chcialam aby moj partner byl wraz ze mna przy porodzie. Jednak niestey nie jestesmy juz razem i zdecydowalam sie isc z moja mama. Uwazma,ze obecnosc osoby bliskiej w czasie porodu jest dobrym pomyslem.

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
wiki218

Był ze mną narzeczony i powiem Ci, że gdyby nie on to byłoby mi o wiele ciężęj... Dzięki temu, że był ze mną odczuwałam większy komfort psychiczny. Byłam przerażona, ale dzięki niemu nie dałam się strachowi :) On był chyba jeszcze bardziej przerażony niz ja :P

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
kamilusia

Ja byłam z mężem i teraz z perspektywy czasu nie wyobrażam sobie,że mogłoby go nie być...Pomagał mi w wielu sytuacjach,chociaż by w siedzeniu na piłce,w pójściu do toalety czy wezwaniu położnej,ale najbardziej pomocna była sama Jego obecność...Świadomość,że nie jestem tam sama.Tylko u mnie nie było problemu,bo mąż od samego początku chciałbyć przy mnie.

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
werma85

A mój nie chce:( Mówi, że nie da rady( tak jakbym ja miała jakis wybór)  a poza tym myslę, że to przez gadanie jego kolegów tak zadecydował:/ Postraszyli go słowami typu np." Odechce Ci sie rucha....do konca życia". Ja ogólnie bym chyba chciała, zeby był przy mnie, ale z drugiej strony obawiam się czy nie przeszkadzałby tylko, nie wiedziałby co robić i panikowalby...

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
anja

ja chciałam mieć poród rodzinny ale położne na porodówce odmówiły mi. Skurcze miałm co 2 minuty i co 2 min zasypiałam było mi zimno choc na dworze było +30C i chciało mi sie wymiotować to nikt sie mną nie interesował sama leżałam w tych bólach i tylko z męzem przez telefon rozmawiłam, a on biedny stojąc pod porodówką nie wiedział jak mi może pomóc. Po jakichś 2 h wparował do położnych i kazał wezwać lekarza bo on jedyny wiedział jak sie do dupy czuje, i chyba tym nas uratował, bo lekarz jak mnie zbadał zarządził natychmiastową cesarkę. Jak masz taką możliwość to weż ze sobą kogoś bliskiego bo na porodówce jestes tylko kolejną rodzącą i Twoje potrzeby im latają koło...