W moim przypadku był przy mnie podczas porodu. Zwykle jak nic się ne dzieje, a nie ma porodu rodzinnego to chyba zaraz po tym jak dzidziuś przyjdzie na świat.

Moj maz od momentu kiedy weszlismy do szpitala byl ze mna do momentu kiedy opuscilismy go we trojke :).Byl przy porodzie a potem jeszcze wykupilismy sobie pokoj rodzinny i dwie doby spedzilismy razem :D.Wrazenia po takim rodzinnym "motlochu"?Rewelacja i jesli kiedy kolwiek bede jeszcze rodzic to na pewno z mezem.A Twoj maz jesli nie bedzie przy porodzie moze spokojnie czekac w szpitalu i jak tylko dziecko sie wykluje i ciebie doprowadza do pporzadku to poprosza meza :)

U mnie jak u dziewczyn, maz byl od poczatku, tzn. rodzilismy razem. I dobrze, bo zajal sie natychmiast dzieckiem :) Zreszta zawsze powtarza, ze w zyciu nie wystalby za drzwiami traktu nie wiedzac, co z nami. A nieraz to kilka godzin od rozpoczecia akcji. tfu, co ja mowie nieraz - najczesciej.

2 razy rodzilam z mezem, wiec byl od razu przy nas. 3. raz rodzilam sama, ale gdyby maz mial taka mozliwosc (niestety nie mial, bo rodzialam w nocy, a ktos musial zostac z naszymi obiema starszymi corkami) to moglby przyjsc o kazdej porze dnia i nocy. W tym szpitalu, gdzie rodzilam nie ma godzinowego ograniczenia dla odwiedzin ojcow dziecka. Tylko dla reszty rodziny i znajomych. 

No i maz przybiegl od razu z samego rana. A pozniej przyprowadzil jeszcze moje obydwie corcie, zeby zobaczyly siostrzyczke.