3. maja miałam dostać miesiączkę. W sumie to nawt jej wyczekiwałam ze względu na fakt, że za raz po niej miałam kontynuować leczenie mojej nadżerki globulkami. Ale, że od 20 miesiący staraliśmy się o drugią dzidzię to wprowadziłam w swoje życie zasadę, że wszelkie środki ' szkodzące ' w razie czego biorę po krwwieniu... Tm razem też tak miało być! Tego 3. czyli w piatek miesiączka się nie pojawiła więc w sobotę poleciałam po test z samego rana - dodam, że od 2 czy 3 miesięcy kiedy to wyszedł mi fałszywie dodatni wynik tstu ciążowego ( co prawda odczytałam wynik później niż po 5 minutach  kreska była blado - szara ) obiecałam już nie kupować testów, a w razie czego iść do lekarza. W końcu przez tyle miesięcy wydałam już fortunę na testy ciażowe i owulacyjne od czasu do czasu. Ku mojemu zaskoczeniu test od raz wyszedł pozytwny i to nie z pierwszego, a z drugiego czy nawet trzeciego ' porannego moczu... Oczywiście był pisk, radość, wrzask. W poniedziałek poszłam do koleżanki, u której tego felernego razu drugi test wyszedł już prawidłowo negatywny, a 10 dni później doształam okres. Ona czekała na mnie z testem, a ja ze strachem w oczach poszłam nasiusiać do słoiczka, bo strasznie się bałam, że będzie tylko jedna kreseczka i tym razem. Jednak były dwie! Dziś zrobiłam trzeci test w południe i znowu 3trzeci raz II kreseczki!!! 20 maja mam wizytę to będzie 6t5d i myślę, że doktorek coś tam zobaczy - w pierwszej ciązy dokłądnie w 6t5d biło już serducho naszej córci! Rodzinka już wie, że jestem w ciąży, ale w bardzo wczesnej i muszę się pilnować do połowy lipca. Po 20 miesiącach w końcu jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem!!!