Blog: em3

« Powrót do listy wpisów
Następny wpis »
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
em3
em3
coby nie zapomnieć ;)

a więc... 16 lutego, we wtorek zjawiłam się u gina, spakowana i gotowa do stawienia się na oddziale. niestety z badania wyszło, że rozwarcie jest na opuszek palca, szyjka twarda i zdecydowana taką na razie pozostać. więc umówiłam się z ginem, ze 19 lutego, w piątek jadę na oddział, bo dzidź z wtorkowego badania prezentował już 4200g i nie ma co go dalej tuczyć.
w czwartek wieczorem i w nocy mój eks skutecznie podniósł mi ciśnienie, tak więc o 2.00 w nocy zaczęły się delikatne skurcze. miałam być w szpitalu w poludnie, ale pojechałam na 9.00, bo bałam się, że urodzę gdzieś po drodze.
w międzyczasie wysłałam smsa do koleżanki, którą poznałam na patologii ciąży w 7 miesiącu, a która była już w szpitalu, że ma mi zaklepać obok siebie łóżko ;)
po dokulaniu się na porodówkę położne stwierdziły, że rozwarcie jest na centymetr, skurcze byle jakie i że jak będę miała porządne, to mam je odwiedzić ;) i potoczyłam się na patologię. skurcze zaczęły sobie już nieźle pozwalać, więc po dwóch godzinach (12.00) znów wróciłam na porodówkę. sala do porodu rodzinnego, z przyjaciółką :) skurcze sensowniejsze, ale rozwarcie dalej kijowe. więc lewatywka :/ i dostałam coś na przyspieszenie (nawet nie wiem, co). no i jak szyjka wymiękła, to zaczęła się jazda, przebili mi pęcherz płodowy, chlusnęło i chlustało w nieskończoność :p pogibałam się na piłce, rzygnęłam ze 2 razy i o 17.40 zaczęły się skurcze parte. więc parłam ile wlezie. bez skutku. no, prawie. w pewnym momencie ze złością powiedziałam, że jedyne co tu urodzę, to gówno ;) parłam leżąc, siedząc, stojąc, kucając, na boku. i nic, dzidź nie chciał się wstawić główką w kanał. w końcu mój gin wkroczył do akcji. powylegiwał się na moim brzuchu, pomagał przeć. i dalej dupa. w pewnym momencie powiedział, że jak tym razem nie pójdzie, to tniemy. a że się cesarki bałam panicznie, więc w wysiłku najwyższym zwarłam dupę, tudzież rozwarłam...  nagle kumpela - banan na twarzy, położne się cieszą a ja sobie myślę, o co idiotkom chodzi, przecież jeszcze nie urodziłam. okazało się, że dzidź wlazł w kanał rodny i ze teraz będzie z górki. więc mnie nacięto (zaszczypało), i dwa skurcze parte dalej dzidzię, bez wątpienia mężczyznę, z siebie wyplułam. chwila paniki, bo nie płakał. chwilę później najpiękniejszy krzyk, jaki słyszałam :) (bo później już nie dawałtyle radości ;) położono mi go na brzuchu i się od razu uspokoił. nie zauważyłam jeszcze niczego niepokojącego. zabrano go do ważenia/mierzenia. kumpela po chwili przychodzi i uprzedza mnie, że mały ma krwiaka na główce, ale żebym się nie martwiła, bo to się wchłonie. rzeczywiście. nie wyglądało to dobrze, ale endorfiny mnie pięknie znieczuliły. dzidź ważył 4440 g i miał 61 cm, 10 pkt. urodził się o 19.10. zostałam zszyta i przewieziona na salę poporodową, po chwili dowieziono mi dzidzia. podejrzewano u niego połamane obojczyki, na szczęście się to nie potwierdziło.
potem nie było różowo, bo nie-taki-mały Mały najchętniej spędziłby 50 minut przy cycu, 10 minut drzemał, i znów do cyca. byłam wykończona. do tego zaczęło nawalać mi biodro. pielęgniarki i położne twierdziły, że on płacze bo jest głodny, więc non stop karmiłam. w końcu stwierdziłam, że to nie może tak być. w niedzielę mały z płaczu dostał gorączki, odwodnił się i wylądował pod kroplówką (na zdjęciu)... chodziłam na salę i płakałam, bo raz, że załapałam klasycznego babyblusa, a dwa, że serce mi pękało, gdy widziałam, ze jak płacze, to nikt tam nie reagował. poprosiłam o możliwość dawania mu kroplówki przy moim łóżku (co przyprawiało mnie potem o zawał, gdy w nocy włączył się alarm w kroplówce, bo się wężyk odczepił, i tak kilka razy, a zanim jakaś pielęgniarka przyszła, ja zdążyłam osiwieć). potem się nauczyłam obsługiwać to gówno.
w dniu wypisu mały dostał żółtaczki, ale na szczęście wyniki były na tyle ok, ze mogliśmy iść do domu. a jeśli o mnie chodzi, to raczej pełzać, bo biodro rozsypało się totalnie, praktycznie nie mogłam chodzić. mama załatwiła mi kule i jakoś się kulałam. najgorsze, że przez to własnego dziecka nie mogłam przez pierwsze 2 tygodnie nosić na rękach. jak się wybrałam do ortopedy, to zrobił mi prześwietlenie i odesłał do chirurga, a chirurg do internisty, ten z kolei na pogotowie  i dopiero tam ze zdjęcia stwierdzono rozejście spojenia łonowego. na kurewny ból przepisano leki, ale ponieważ karmiłam, po przeczytaniu ulotki stwierdziłam, ze nie będę ich brać. tak więc jeśli chodzi o służbę zdrowia to porażka.

na deser się... poprułam - byłam ”szczęśliwą” posiadaczką trzech dziur na dole, z tym że ta najnowsza na szczęście zarastała. a do kompletu miałam hemoroidy...
krwiak Marcinowi się praktycznie wchłonął, z badania usg przezciemieniowego wynikało że jest ok. potem wyszła asymetria, ale po 2 miesiącach rehabilitacji już jest prawie dobrze. odpukać mały nie choruje, chomicze pyzaki spowodowane moją cukrzycą ciążową mu spadły, jedziemy na cycu, mimo że czasem mam serdecznie dość karmienia piersią, ale jak były momenty na początku, że dostawał butelkę, to byłam o nią najzwyczajniej w świecie zazdrosna ;)
pierwszą godzinę w pracy spędziłam tydzień po wyjściu ze szpitala. i z konieczności pracuję jakieś 20 h tygodniowo, co ciężko pogodzić z karmieniem, rehabiltacją swoją i Marcina, ale jakoś dajemy radę. mały jest obłędnie boski, beka i pierdzi jak stary, spojrzenie ma intelektualisty, uwielbia poranne monologi do lampy i często smieje się do rozpuku, aż po czkawkę ;)
uf. to tyle :) ku pamięci ;)

Komentarze

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
gosia1980
no to niezle sie mialasimasz nadal ale widac ze silna z ciebie babka i dajesz rade zycze powodzonka i szybkiego powrotu was obojga do zdrowka
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
icaria
Nie wiem co jest z tym pierdzeniem u bobasów, ale nawet moja mała młoda dama kwietna i powabna czasami potrafi największego oblecha zawstydzić. No i dobrze że sie wszystko kula do przodu, a minie jeszcze czas jakiś i będziecie zdrowi jak ryby czego wam serdecznie życzę... 
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
ewelaaaa
Dzielna kobitka:) Moj maluch tez potrafi takiego baka puscic ze w koncu nie wiadomo kto to taki, hehe :)) Swietnie ze dajesz sobie rade :)) Powrotu do zdrowia Wam zycze ;) Pozdrawiamy :**
Heh, opis chyba dłuższy od mojego ;) ale widzę, że mieliście trochę przejść... Duży Ci się ten pyzuś urodził, fajniutki naprawdę! Życzę zdrówka! :)

Nie.... na takiego duzego Mezczyzne urodzic... szacuneczek. Ja sie zaklinowalam z moja 3820g wielkoluda... przy takich gabarytach, jak Marcinek to glowe schylam... 

Gratulacje Kochana... :))) Po czasie... ale serdecznie. :*

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
em3
em3
dzięki, dziewczyny :) właśnie na zdjęciu widać, jaki Marcin miał ciężki poród, wymiętoliło go porządnie... w ostatecznym rozrachunku chyba jednak żałuję, że nie miałam tej cesarki...
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
rika
Kochana a ja dopiero teraz :( spóźnone ale szczere gratulacje! Masz ślicznego synka!