pobyt na wsi nauczył mnie wielu nowych rzeczy o moim dziecku. np. nie wiedziałam, ze można brudzić się w tak szybkim tempie...

okazało się, ze Marcin jest wielkim fanem ogórka i papryki, co mocno mnie zszokowało, ponieważ moje dziecko jest wybitnie antywarzywne. cebulą też nie pogardził, ale i tak królowało mięsko.

Marcin sępi kiełbasę od dziadka:

przydrożne grzybki też były niczego sobie...

chyba próbował złapać stopa...

miłością wielką aczkolwiek nieczystą darzy samochody:

w domu miał radochę, bo do wszystkich klamek dosięgał i otwierał sobie drzwi. tu - przy babcinym piecu kaflowym

były momenty smutku...

i radości

potem Marcin odtańczył taniec Mistera Mokrego Podkoszulka

ja się wyżyłam twórczo buszując z Bączkiem w trawie

dla dobra sztuki przestałam reagować na to, ile zdążył kwatków pożreć...

Marcinowi udało się nawet nie skonsumować i nie rozgnieść biedronki

a tu widać, jak Marcin sprząta po imprezie...

generalnie wypad udany, nie licząc koszmarnej drogi, gdzie przez jakieś 300 km Bączek spał, a przez 100 km marudził w porywach do wrzasku :/ no i momenty, gdy Marcin robił za małpkę w zoo przed wszystkimi ciotkami bywały delikatnie mówiąc wkurwiające.