Blog: em3

« Powrót do listy wpisów
« Poprzedni wpis Następny wpis »
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
em3
em3

o 18.30, jak ledwo dojechałam do pracy, dzwoni do mnie mama. zwykle nie odbieram, jak pracuję, ale tym razem odebrałam. nie że jakieś metafizyczne przeczucie miałam, tak odruchowo. mama na tyle, ile mogła, spokojnie powiedziała, zebym wracała szybko do domu, bo babcia przyszła do niej zapłakana, że coś się małemu stało. milion myśli na sekundę w ciągu 5 minut jazdy samochodem. przeróżne scenariusze ucinane szybko, zanim tworzyły się z tego epopeje. rozpaczliwe pragnienie, zeby to nie było nic poważnego, a z drugiej strony przeraźliwy lęk, ze jednak musiało być poważnie, jeśli babcia do mamy (2 klatki dalej) poszła bez Marcina. wpadłam do domu, ryk Bączka jakby go ze skóry obdzierali (uf. żyje). oparzył się. no tak. pamiętam, ze jak wychodziłam z domu widziałam, ze babcia nastawia wodę na herbatę. oparzona prawa strona - szyja, ramię, część klatki piersiowej. płacz i rozpaczliwe Mamma! Mamma! wyciaga rączki, by go przytulić, a ja go zimną wodą traktuję. cholerny dylemat - zaspokoić jego pragnienie bliskości, koić lęk, czy ratowąc skórę, uśmierzać fizyczny ból.

jedziemy na pogotowie. lekarz ledwo rzucił okiem, pielęgniarka odkaziła, posmarowała maścią i założyła opatrunek. kazali iść na pediatrię po zastrzyk przeciwbólowy. pierdolony ordynator jak nas zobaczył, to powiedział, ze po co tu przyszliśmy, oni tu takich zastrzyków nie mają, mają na izbie. więc znów na izbę, tam pierwszy lekarz zaczął klnąć ile wlezie, pielęgniarki zdezorientowane, w końcu podały mu paracetamol w czopku. skierowanie do innego szpitala (30 minut drogi). jedziemy karetką, nawet nie próbowaliśmy Bączka kłaść, bo wczepił się we mnie jak małpka. zasnął przy dźwiękach syreny. telefony. do M. czy może przyjechać do mnie do domu, zabrać jakieś niezbędne rzeczy i pojechać moim autem do szpitala. bo nie wiedziałam, czy tam zostaniemy, czy nie, a jak nie, to nie miałąbym jak wrócić.

w szpitalu byliśmy o 19.30. dupa. jakieś dziecko jest operowane i trzeba czekać. po 1,5 h mały dostał tramal w zastrzyku. trochę spał. przyjechał M. czekamy. mały się rozkręca, zaczyna bić sobie brawo. dostaje wykład na temat tego, dlaczego go boli. ze jak jest gorące, to kurwa jest gorące. a ten sobie bije brawo... nie mam nic do jedzenia dla niego. wyskakuję do nocnego sklepu. ciężko kupić w takim sklepie cokolwiek dla dziecka z azs. wracam. dalej czekamy. mały dobiera się do bandaża. w naszym szpitalu dostałam tą maść  i co chwila mu te nabrzmiałe wodą bąble smaruję. pielęgniarki dosyć miłe, ale rozkładają bezradnie ręce, trzeba czekać. no to kurwa czekam, chociaż już myślałam, ze zaraz zabiorę dziecko  i szybciej dojadę na oparzeniówkę do Siemianowic Śl. w końcu o 23.30 przyszedł chirurg dziecięcy. obejrzał, stwierdził, że idziemy do domu. że obejdzie się bez leczenia szpitalnego, wystarczą zmiany opatrunku w przychodni. założyła pielęgniarka nowy opatrunek, przy zawodzeniu Marcina. o północy wracaliśmy do domu.

 

teraz mały śpi. a ja jestem przerażona, jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień, jak zacznie go to wszystko znowu boleć.

rozrywa mnie swiadomość, że został sam w łóżeczku, jak babcia szła po mamę. sam ze swoim bólem. bo babcia była chyba w takim szoku, ze nie pomyślała, bo do mamy zadzwonić.

 

jestem zła na babcię. nie za to, zę nie upilnowała, tylko za to, że jak kiedyś się mały oparzył, widziała, ze pierwsza rzecz to ściągnięcie ubrania i pod wodę. a ona mu ubrań nie ściągnęła.

babcia jest w totalnej rozsypce, więc jeszcze jutro będę musiała znosić jej panikowanie. wzięła jakieś prochy na uspokojenie, ale boje się, ze nie da sobie z tym rady.

 

zła jestem przekurewnie na nasz szpital. na absurd jechania na sygnale po to, by potem czekać 4 h aż dziecko obejrzy lekarz, bo w moim szpitalu nie wiem, co za lekarze pracują, ze nie mogli stwierdzić, ze wystarczy ambulatoryjne leczenie.

 

zła na system, bo to nie wina lekarzy w drugim szpitalu, że jest ich mało i jak operują, to wtedy można spokojnie zdychać na korytarzu.

 

uf. musiałam z siebie wypluć.

Komentarze

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
poprostuewa5

duzo zdrowka dla Bączka:*:*:*:*

Współczuję Wam strasznie :(((( okropne :(((

Moja sis też była maleńka kiedy wpadła na mnie z impetem-a ja z czajnikiem w ręku... oparzyłam jej rączkę (oj jakiż to opierdol dostałam od rodziców...). Moja mama zdjęła jej piżamkę i pod wodę- i źle zrobiła, bo zerwała jej pęcherz :( Powinna była wyciąć materiał w miejsu zalania, albo od razu pod wodę, żeby ocalić ten pęcherz-tak nam powiedział lekarz. Może więc wcale tak źle się nie stało z tym  niezdjętym ubrankiem. W każdym razie na całe szczęście nie ma blizny :) I w Waszym przypadku, też wszystko się pięknie zagoi przy dziesiejszych maściach :) Próbuje Cię jakoś pocieszyć, bo domyślam się jak musisz się czuć :(((( Rozumiem doskonale uczucia, które Tobą targają. Mam nadzieje, że Bączek dzielnie zniesie ból przez pierwsze dni, [potem będzie tylko lepiej. Z resztą, dzieci są dzielniejsze od nas rodziców i pewnie o wiele szybciej otrząsają się po takich zdarzeniach. Trzymam za Was kciuki, oby wszystko się szybciutko zagoiło :********

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
mola

Rany, jaki bidulek. Zdrówka..;*

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
mola

Rany, jaki bidulek. Zdrówka..;*

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
aneta31

cryingwspółczuję i dużo zdrowia dla Bączka.

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
rika

Az mnie ciary przeszły jak to czytałam :( dlatego ja sama osobiście boję się zostawiać Zuzę z męża babcią bo ona ma różne pomysły, o Oli nie wspomnę a teściowa do niedawna z Zuzą na rękach przy garach stała i jak to zobaczyłam to ją ochrzaniłam a ona do mnie "bo my zawsze razem gotujemy" no myslałam że padne! Już raz Zuzę trzymała na rękach i zalewała gorącą wode i Zuza paluszka wsadziła! Od tamtej pory mała sama nie chce być na rękach jak ktoś ma czajnik obok... szok, dorośli ludzie a nic nie myślą.