Obudziłam się już bez humoru... Marudna, zmęczona i, generalnie, jakaś taka niedożuta i wypluta.

Miałam pojechać do centrum w celu zakupu nowego cyckonosza, bo stare powoli robią się przyciasne. Wsiadłam nawet do autobusu, dojechałam dwa osiedla dalej... I tutaj moja wycieczka dobiegła końca... Musiałam wysiąść, bo pozostanie w autobusie groziło oddaniem treści żołądkowej do kaptura pana, który siedział przede mną... Wysiadłam, obleciałam tamtejsze sklepy i wróciłam do domu. Bez zakupów, oczywiście.

Po powrocie do domu wpakowałam się wyrka i spędziłam tam caaaaaałe popołudnie i wieczór. Przeczytałam książkę, którą ostatnio zakupiłam. Taaaaaka mądra teraz jestem. A poza tym miałam 3 nadapady niczym niespowodowanego płaczu.

Podjęłam też decyzję... Wracam do naturalnego koloru włosów. Znów będę blondynką.