Blog: katrina91

« Powrót do listy wpisów
« Poprzedni wpis Następny wpis »
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
katrina91
katrina91

To była od początku miłość wystawiona na wielką próbę. Ja tu, on tam. Dzieliło nas 400 km. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć osoby, które wierzyły, że to się uda. Wyjazdy co 2 tygodnie w weekendy, każda chwila spędzona razem tak na 100%, wspólne momenty łapane w locie. Byłam po ciężkim, 2-letnim epizodzie, nie chciałam kolejnych rozczarowań. Wolałam żyć sama, z dnia na dzień. Imprezy, alkohol, nowe znajomości... Tak mijały tygodnie, miesiące. Wmówiłam sobie, że to jest to czego chcę. Przestałam już płakać, bawiłam się życiem, śmiałam z niego. I kiedy już byłam pogodzona z samotnością - na mojej drodze stanął on. Mężczyzna, 27 lat, wielbiciel lotnictwa, człowiek stąpający twardo po ziemi. Miał być tylko krótki wyjazd nad morze. Wsiadałam do powrotnego pociągu z pewnością, że na tym znajomość dobiega końca. Dzisiaj zastanawiam się jakby to było, gdyby już nigdy nie zadzwonił, nie napisał... Ale zadzwonił i to jeszcze zanim dojechałam do Warszawy. Później kolejny wyjazd, następnie jego przyjazdy do mnie. Pamiętam, spaliśmy pod namiotem niedaleko mojego domu, bo mama nie chciała go wpuścić. Rozumiem ją, obcy człowiek przecież. Potem sypialiśmy po pensjonatach. Wdarły się w naszą rozkwitającą znajomość złe dusze, które chciały rozdzielić, zniszczyć to co myśmy usiłowali zbudować. Przetrwaliśmy. W pierwszego wspólnego Sylwestra padło przyrzeczenie "zaczynamy wszystko od początku". Byłam pewna, że nic nas nie zabije. W kwietniu znalazł mieszkanie u siebie, w Lęborku. Mieszkaliśmy tam 4 miesiące, później stracił pracę i musieliśmy wymówić lokum. Znowu wyjazdy, przyjazdy... Trasa Warszawa-Lębork. Tylko tym razem wyjeżdżaliśmy częściej. Czas nam upłynął w tej rozwichrowanej znajomości tak swobodnie... W lutym 2013 roku dowiedziałam się, że zaszłam w ciążę. Głupio to zabrzmi, ale byłam przekonana, że nie mogę mieć dzieci, dlatego nie uważaliśmy. Radość, lecz i strach - pierwsze odczucia. Od razu totalne przewartościowanie życia. J. zamieszkał u mnie, później ślub, remont pokoju, żeby dziecię miało swój kącik... Obiecywał rzucić palenie bym miała w nim wsparcie. Sama przed ciążą kopciłam jak smok, teraz oczekiwałam od niego pewnej empatii. Rzucił jak byłam w 7-mym miesiącu. Znalazł w końcu pracę po ponad roku poszukiwań, ja urodziłam Wiktorię. "Piękna historia" ktoś by powiedział czytając ten wpis. Dwoje ludzi, z różnych stron Polski razem. Ile takich związków  dotrwa chociaż do roku? Bardzo mały procent. Jednak wychowanie w różnych środowiskach, zupełnie skrajnie różnych wkroczyło na drogę do naszego szczęścia. Dla niego kobieta jest wizytówką mężczyzny, jego zdobyczą, kimś kto ma być posłuszny głowie rodziny - czyli mężczyźnie. Dla mnie jedną z głównych wartości w związku jest chodzenie na kompromisy, lojalność, stanie za sobą mimo wszystko. Przecież już to przerabialiśmy, kiedy podli ludzie próbowali wszystko zniszczyć. Staliśmy za sobą murem. Teraz wystarczy, że ktoś mu nagada z palca wyssanych historii o tym jaka jestem i on wierzy. Wierzy każdemu tylko nie mnie. Przykro, naprawdę przykro. Teraz tydzień bez kłótni to tydzień stracony. Nie poderzewał, że trafił na kogoś, kto ma własne zdanie. Ktoś podważa jego opinię, a to on jest głową tego domu. Wstyd jak nie wiem. Ta potworna męska duma nie pozwala mu przyznać się do błędu. Nigdy. Ja niszczę, krzywdzę, rujnuję. On ratuje. Wielki bohater kurna go mać. Już tracę siły. Nie mam ochoty wysłuchiwać na swój temat samych złych rzeczy. Nie widział moich wad przez te 2 lata? Naprawdę? Grozi rozwodem. Chce mi odebrać Małą. Tak bardzo czuję, że wszystko sypie mi się w rękach i tak bardzo wiem, że nie potrafię tego procesu powstrzymać...

Komentarze

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
pollym

Boże... aż do tego doszło, że chce Ci dziecko odebrać? Ja miałam bardzo podobną sytuację jeśli chodzi o przekonania - dla mnie związek to partnerstwo i kompromisy, kompromisy, kompromisy. Inaczej, niestety, się nie da. Zaś dla Marka - to facet powinien mieć ostatnie słowo bo jest 'yntelygentniejszy' I TO SĄ SŁOWA MOJEGO WŁASNEGO OJCA który próbował wbić mu to do głowy. Prawie zrujnował mój związek przez swoje durne poglądy do których owszem, ma prawo ale powinien zachować dla siebie!

Nie wiem, spróbuj z nim jeszcze porozmawiać... Mówisz że się nie da. U mnie też się nie dało... Nie chciał ze mną rozmawiać 'bo marudziłam' 

Może u Ciebie jest tak samo, spróbuj podstępem. Kilka dni bez kłótni, rób wszystko żeby było ładnie, NIE MARUDŹ. I Wtedy, kiedy będzie git, spróbuj porozmawiać, tak szczerze. Powiedz mu, co Cię boli, dlaczego.

Jeśli go kochasz, to walcz - bo miłość to jedna rzecz, o którą warto walczyć. Ja też będę, choćby było nie wiem jak ciężko. Trzymam kciuki heart

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
natalii
Rzaden sad nie odda dziecku ojcu bywa to bardzo sporadycznie chyba ze J znajdzie swiadkow ktorzy nagadaja o Tobie glupot np ze jestes nie odpowiedzialna znecasz sie nad mala itp.Milosc czasem bywa trudna i najgorsze ze gdy pojawiaja sie klopoty ludzie szybko chca wyplatac sie ze zwiazku itp Po Twoim wpisie cUje ze jestes zmeczona psychicznie .Jesli masz sie meczyc zabierz mala wyprowadz sie od niego daj mu do zrizumienia ze nie bedzie Toba pomiatal .Jak dla mnie skoro wierzy w ploty to juz dupek prawdziwy
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
katiuszka

Pollym... bardzo dojrzałe podejście. W pełni się z Tobą zgadzam.