Od około miesiąca mój mąż źle się czuł. Bolał go brzuch, był bardzo słaby, wymiotował. W nocy dostawał wysokiej gorączki, ok 39,6 st. W końcu szefowa zwolniła go do lekarza. Oczywście badania krwi, kał, mocz. Na drugi dzień odebrał wyniki. Wyszło mu z tego colekarz mówił zapalenie trzustki i "coś" z wątrobą. Dostał leki. Gdy po kilku dniach nie przechodziło, a nawet po ketonalu brzuch go dalej napierdalał, poszedł poniwnie do lekarza, który powiedział, że musi szybko iść do gastrologa, a ten wystawi mu skierowanie do szpitala... no oki tylko czemu lekarz rodzinny tego nie zrobił?? I czy on w ogóle zdaje sobie sprawę w jakich kolejkach cholernych czeka się do jakiegokolwiek lekarza? Zadzwoniłam do mojej cioci, ona pracuje w szpitalu. Poprosiłam, czy mogłaby jakos przyspieszyc mu wizyte. Pojechaliśmy z nią do szpitala. Tam, gdy lekarz dowiedział sie o dolegliwościach W. kazał mu zostać w szpitalu. Na szczęście- pomyślałam i, że wreszcie zrobią mu badania i wyjdzie co mu jest. Dzisiaj miał robine USG brzucha, wyszły mu piasek w nerce i powiększona wątroba.... Ale z tym nie ma problemu- da się wyleczyć. O trzustce nic nie mówił, więc chyba z nią jednak chyba ok. Następnym badaniem była gastroskopia. Okazało się, że W. ma owrzodzony żołądek, refluks i pieron wie co jeszcze. Pójdę potem do lekarza to dowiem się wszystkiego dokładnie. Wzieli mu wycinek z żołądka bo lekarz podobno się przeraził jak zobaczył w jakim stanie jest jego żołądek. Wyniki będą za 2 tyg.... a jak tak bardzo obawaim się najgorszego... :(

Musi zmienić pracę, bo ciągle przebywanie w nawozach itp. wpływa jeszcze gorzej na jego żołądek...

Mam nadzieję, że wszystko się ułoży... pragnę tylko tego żeby szybko wrócił do zdrowia.....