Jeśli wychodzimy to osobno. Mąż częściej - od kiedy urodził się Ryś (8 miesięcy) wyszedł z kolegami chyba 4-5 razy (w tym dziś). Ja wyszłam raz, może dwa. Mówię tak rozrywkowo, bo na uczelnię czy do dentysty wychodzę często. Razem byliśmy raz w knajpie, a Ryś był z moimi rodzicami. Tęsknił i płakał, a my bawiliśmy się świetnie. Oczywiście nic nam nie mówili, że dziecko tęskni, pozwolili nam się wybawić, ale szczerze mówiąc wyrzuty sumienia pozostały... Ah - byliśmy jeszcze na weselu, ale Ryś był z nami, potem poszliśmy go położyć spać i wróciliśmy na wesele. Jak spał to był z babcią i praktycznie nie zorientował się, że nas nie ma. W przyszłym miesiącu znów planujemy taki wypad. Ale synek musi spać, inaczej się pewnie zapłacze, a ja razem z nim :(

ja nie mam problemu z opieką nad Marcinem, tylko raczej przez to, ze pracuję jakieś 15 h tygodniowo to i tak źle mi z tym, jak wychodzę w celach nieobowiązkowych ;)
wybywam w tygodniu ze 2 razy na kawę z przyjaciółką. najczęściej w południe, w porze drzemki Bączka. czasem go zabieram ze sobą, ale rzadko, bo jej synek non stop choruje.
raz na kilka miesięcy spotykam się z kumpelami z eks pracy, ale wtedy tez bez Marcina.

jak mój M. przyjeżdza na weekend, rzadko wychodzimy bez dzieci - jakoś tak wolimy z dziećmi. jak przestaliśmy randkować, zaraz po poznaniu się, to potem wyszliśmy razem bez dzieciaków dopiero kilka dni temu, na naszą 1 rocznicę.