No więc jesteśmy spowrotem na ziemi irlandzkiej. Święta w polsce spędziliśmy prawie spokojnie a chrzciny przebiegły prawie bez komplikacji... droga do polski zleciała fajnie mimo że na miejscu byliśmy padnięci i wyczerpani po 20h jechania. W Gdańsku spędziliśmy 2 dni w hotelu nad samą plażą :) odwiedziliśmy rodzinę i znajomych męża po czym pojechaliśmy na śląsk do mojego rodzinnego domu na święta. Napisałam że było "prawie" bez ekscesów, mam tu na myśli dwa incydenty. Najpierw nie dopisali goście na chrzcinach, a dokładniej moja rodzina... Bardzo mi było z tego powodu przykro bo właśnie dlatego je robiłam w polsce bo chciałam ten czas spędzić z nimi a oni poprostu olali... mówi się trudno. nastepnym razem zrobie chrzciny w irlandii i zaprosze tylko chrzesnych i najbliższych i zaoszczędzę na tym jakieś 3k euro ;/... nooo a drugą sprawą która trochę popsuła mi urlop to byłą głupota mojego męża który wymyślił sobie że pobawi się na śniegu autem i je obił na słupie. nic nikomu się nie stało na szczęście ale dodatkowe koszty naprawy i wymiany rozbitych elementów to wystarczający pech. to tyle w sumie z niusów świątecznych :) mimo wszystko nie żałuję tej wyprawy bo poza tymi dwoma szczegółami to było bardzo fajnie. pierwszy raz mogłam komuś powierzzyc sarę i poświęcić czas wyłącznie sobie :) było kino puby baseny i inne frajdy gdzie nie miałam 24 na dobę dziecka na rękach bo była kochana i troskliwa babcia :) a Sara w tym czasie poczyniła ogromne postępy w rozwoju, otóż w czasie świąt nauczyła się sama siadać, wstawać a nawet raczkować!!! mało tego puszcza się mebli i sama stoi (co zazwyczaj po kilku do kilkunastu sekundach i tak kończy się wielkim KLAP!!)  wszędzie jej pełno i oczy dosłownie trzeba mnieś w du**e :D dodaję foteczkę z dnia chrzcin, i zapowiadam nowego newsa którym poszczycę się w kolejnym wpisie ;>