Blog: honia2

« Powrót do listy wpisów
« Poprzedni wpis Następny wpis »
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
honia2
honia2

...Zaczęło się tak nagle i nieoczekiwanie...

29 lipca

Dzień był dla mnie tak zwyczajny, że wręcz nudny. Kolejny dzień pakowania kartonów do przeprowadzki, oglądanie serialów na internecie i siedzenie na ukochanej 40tce. Mateusz skończył w poniedziałek praktyki, więc stwierdziliśmy, że wtorkowy wieczór będziemy mieli dla siebie. NIc wielkiego, po prostu wspólny nocny spacer z psem, kąpiel i leniuchowanie. Koło godziny 23 wybyliśmy na przechadzkę do parku, po powrocie wskoczyliśmy do wanny a później leżąc na łóżku, w ciszy i spokoju rozmawialiśmy o tych mniej i bardziej ważnych sprawach...

30 lipca

...Pochłonęłam dwie fantazje i już miałam się kłaść spać, kiedy to wezwała mnie nagła potrzeba pójścia do łazienki. Wchodzę do łazienki, robię siku, kończę a tu...nadal coś ze mnie leci. Pomyślałam, że może jakiś śluz czy coś... ale NIE ! śluz nie może być taki wodnisty. Krzyczę z łazienki "Kochanie !" i zamieram bo nagle upław się nasila. Mateusz stoi pod łazienką i próbuje dowiedzieć się co się dzieje. A ja nadal wsłuchuję się w dźwięk wypływającej ze mnie wody. W końcu i Jemu skończyła się cierpliwość, wpada a ja półszeptem tłumaczę, że CHYBA zaczęły odchodzić mi wody. Stwierdził, że żartuje, ale po chwili sam usłyszał co mam na myśli. Szybkie pytanie" Tooo co teraz robimy ?" i szybka odpowiedź " Może zaczniesz od ubrania się ?:)" I tak mój mąż zaczął panikować :) Wyrzucił z szafki milion par spodni, w między czasie dzwoni po taksówkę i zapomina, że aby ona przyjechała trzeba podać adres : ) Ja  w tym czasie dalej siedzę na ubikacji i dopiero teraz wpadam na pomysł aby sprawdzić jaki kolor mają wody. Przeźroczyste, czyste i klarowne. No to myśle nie ma się co spierzyć. Mateusz jednak ma inne zdanie i przynosi mi informacje że za 7 min będzie taksówka.  Dostaje dresy, wkładam podkład, zabieram ręcznik pod dupę na wszelki wypadek i jedziemy :) (Oczywiście zapominam sprawdzić godziny, o której zaczęły odchodzić mi wody ) :)
2:40/2:50 jesteśmy do szpitala. W rejestracji pada tekst "Do porodu" i powoli zaczyna do mnie docierać co mnie czeka :) Przyjmuje mnie mega przyjemny lekarz, którego miałam przyjemność poznać na Dniu Otwartym szpitala. Rozwarcie tylko na 2 cm, na USG wszystko w porządku prócz...oczywiście tego, że łepetynka jest u góry zamiast na dole. Biorąc pod uwagę jednak to, że nie mam żadnych skurczów zapada decyzja, że cesarka odbędzie się powoli i planowo. Przychodzi pielęgniarka i zaczynam uzupełniać plik dokumentów. Zostaje zaprowadzona do pokoju przeporodowego, jest mi pobrana krew na brakujące badania (wyniki miałam odebrać właśnie 30go po południu :)), zaczyna się KTG. Po 10 min przychodzą pierwsze bóle...krzyżowe. Przy każdym skurczu macicy, skręcam się na łóżku. Sądziłam, że tego akurat nie doświadczę z powodu CC, ale życie lubi jednak zaskakiwać. :) Mateusz jest dla mnie ogromnym wsparciem. Cały czas przy mnie, cały czas trzyma za rękę i pomaga mi przez wszystko przejść. Przychodzi położna. Bada i... rozwarcie na 3/4 cm. Dostaję w międzyczasie kroplówki. Około 7 rano jestem przewieziona na salę Intensywnego Nadzoru. Tam jestem już sama, bez Mateusza, który odchodzi od zmysłów na koryrtarzu. W końcu o 9.35 ląduje na Sali Operacyjnej. Wcześniej zostaje zawołany Mateusz aby miał możliwość dać całuska "na szczęście":) Trafiam na stół i wpadam na najlepszy zespół lekarzy jaki mógł być. Pielęgniarka anastezjologiczna traktuje mnie jak swoją córkę, a lekarz anastezjolog nazywa mnie "drobną kruszynką" i jest mega wyrozumiałym i ciepłym człowiekiem :) Czały czas z nimi rozmawiam. Zostało mi założone znieczulenie podpajęczynówkowe. Krótkie i lekkie ukłucie oraz przejście prądu po nodze. Muszę się położyć. Zasłaniają mi widok parawanem, smarują całą okolicę brzucha pomarańczową mazią, zakładają cewnik i przechodzą do zabiegu. W tym momencie pada wielkie "Ałaaaa". Wszyscy na mnie . "Czuje coś Pani? " Odpowiadam, że tak. " Co dokładnie ? ukłucie ? uszczypnięcie ? pieczenie ?" No to mówię, że nic z tych rzeczy. Czuję ogromny ból i przecięcie z lewej do pawej strony. Zamurowało ich bo wszystko wskazywało na to, że znieczulenie zaczęło już dzaiałać :) Postanawiają, że jeszcze chwilkę poczekają a w razie potrzeby podadzą kolejną dawkę.  :) Na szczęście później wszystko potoczyło się gładko i po chwili usłyszałam coś co sprawiło, że wystraszyłam się nie na żarty... Mały jest obwiązany pępowiną wkoło szyji a sama pępowina jest niesamowicie krótka i właśnie z tego powodu Kacperek nie mógł się odwrócić a cesarka właśnie ratuje Jego życie...Za moment jednak mogę zobaczyć go po raz pierwszy. Jest dla mnie IDEALNY !  Wszyscy komentują jego przyrodzenie a ja płaczę...zanoszę się od płaczu!:) Poznaję jego wymiary, dstaję go do policzka. Całuję, witam i dalej płaczę ;)!  W końcu zostaje zabrany do Taty i do ubrania:) Nic później mnie już nie bolało. Przy wyjmowaniu czułam ogromne szarpanie i przy szyciu pociągnięcia jak od nitki. Następnie został założony mi opatrunek i zostałam przełożona na łóżko i mogłam zobaczyć się z mężem, który przywitał mnie słowami, że Nasz Synek jest Śliczny. Dostałam ogromnego buziaka i oczywiście znów płakałam :) Na sali zostałam podłączona do aparatury sprawdzającej ciśnienie, które jak to u mnie, było książkowe 120/80. :) Zaczęła się seria kroplówek przeciwbólowych i uzupełniających wszelkie braki po zabiegu. Zaraz przyjechał mój synek i mogłam przystawić go do piersi. Co było dla mnie niepowtarzalnym uczuciem!:) W ten dzień zrobiłam tylko jedną głupotę... zostawiłam małego sobie na noc zamiast oddać go do pokoju noworodków. A jak się okazało, że środki przeciwbólowe przestają działać, nie było za wesoło. Miałam problemy żeby go wziąć, przystawić, utulić, zrobić cokolwiek... byłam spragniona bo nie mogłam się niczego napić w ten dzień... Nad ranem zadzwoniłam po położną żeby go zabrała. Musiałam się przespać. Miałam na to tylko dwie godziny bo o 6 najpóźniej maluszki są przywożone do Mam. Mogłam co prawda prosić, aby został u nich dłużej, ale nie miałam serca.

31 lipca

Mogę pić. Moja radość nie ma końca. Nigdy nie lubiłam niegazowanej wody. Tym razem smakowała jak najdroższy napój świata!:) Ból po cesarce jest nieznośny. Pierwsza próba wstania była nienajgorsza co prawda. Do przeżycia, ale o chodzeniu nie było mowy. Na to odważyłam się popołudniem w asyście Mateusza. Kiedy już nabyłam tę umiejętność mogłam prosić o ściągnięcie cewnika (normalnie zrobiliby to następnego dnia ale obiecałam że sobie poradzę). Samo ściągnięcie było tylko dużym dyskomfortem, na pewno nie bólem. :) Ból był przy zmianie opatrunku, płakałam jak dziecko...Potem dostałam ketonal bezpośrednio do żyły i to przyniosło efekt. Cesarka to bardzo poniżający zabieg... nie chodzi mi o fakt rozebrania się do rosołu bo to normalne, ale o to, że później wszystko robił przy mnie mąż... włącznie z myciem i chodzeniem do WC bo podnoszenie się było bardzo bardzo bardzo bolesne. Wieczorem pierwsze jedzenie. 5 sucharków i ani okruszka więcej. Później noc... byłam mądrzejsza i Kacperka oddałam do przemiłych Pań położnych.

1 sierpnia

Dzień kiedy to chodziłam już sama wszędzie, ale przy kąpieli nadal był Mateusz...Na śniadanie dostałam 5 malutkich kromeczek chleba przennego z kosteczką masełka i dźemem brzoskwiniowym. Na obiad botwinkę z ziemniakami a na kolację rybę z puszki i chleb z masłem ( nie lubię ryb więc zjadł moją kolację Mateusz.;p) W ten dzień pozbyłam się wenflonu!:) Usłyszałam, że jak wszystko będzie w porządku to jutro wyjdziemy. Był tylko jeden problem, na porannym obchodzie wyszło, że Kacperek ma żółtaczkę i czułam że może być to argument do dłuższego pozostania w szpitalu...

2 sierpień

Żółtaczka się nasiliła i choć u mnie wszysto w porządku to bardzo możliwe, że będzie trzeba jeszcze zostać na obserawacji jeden dzień. Zostało zlecone pobranie krwi dla wyniku bilirubiny... wynik 215...dużo za dużo. Decyzja o wyjściu zostaje w naszych rękach, ryzykujemy. Za chwilę jednak wiemy, że podjęliśmy słuszną decyzję, ponieważ pielęgniarka środowiskowa wytłumaczyła nam, że stopnień zagrożenia jest bardzo bardzo niski i że nie mamy się czym martwić. Rozmawialiśmy również z Panią, która ma bogadą wiedzę na temat leczenia dzieci na zachodzie, mowa o Angli. Urodziła ona tam swojego pierwszego syna i kiedy wychodzili ze szpiala miał wysoko zaawansowaną żółtaczkę. Okazało się, że najlepszym sposobem na walkę z nią jest ... SŁOŃCE i dużo jedzonka. Słoneczko rozbija bilirubinę i ułatwia jej wydalanie się z organizmu. Podobnie wpływa częste jedzenie / picie które pozwala na częste oddawanie moczu i kału co w konsekwencji również oczyszcza organizm. :) Tak więc po godzinie 16 byliśmy w domku.

Nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Mimo, że nadal wszystko boli, to cieszę się każdą chwilką z Synkiem, który dużo śpi, ładnie je i nie sprawia większych problemów. Jest istnym Aniołkiem.(przynajmniej narazie) :) Mąż jest zapatrzony w Synka całkowicie. Bardzo pomaga. Przewija, podaje do karmienia, nosi kiedy jest potrzeba, przebiera. A uczucie pomiędzy nimi jest ogromne. !:)heart


Tak strasznie ich KOCHAM i własnie ta miłość powoduje, że teraz kiedy jeszcze dochodzę do siebie i wszystko mnie boli mam siłę, żeby walczyć o nowy dzień. :*

 

P.S NIKOMU NIE ŻYCZĘ CC mimo, że nie mam porównania z SN.

Komentarze

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
honia2

izka ! nawet lewatywa mnie ominęła!:)

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
konarapie

oj troche mnie tym niedzialajacym na poczatku znieczuleniem zmartwilas :<  bo tez mnie takie czeka  ehmmm no ale co zrobic, trzeba przez to przebrnac . Jeszcze raz gratulacje i zdrowka dla was:)

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
verrerie
Gratulacje! Ja sie szykuje na drugie cc.
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
arletka1991

No i juz wszystko wiem :)

Znam ten ból, kazdy moment ;) wiem co czujesz. Pocieszę Cię, że to faktycznie mija :D

Zazdorszczę jednocześniej, ze miałaś kogoś do pomocy - męża w sensie. U nas nikt nie może wchodzic na sale, jest tylko salka odwiedzin, co w sumie sobie wchalę ze względu na intymnośc, która nadal jest zachowana, ale jednak po CC taka pomoc była na pewno ogromnym plusem (po sn akurat żadnej nie potrzebowałam :P).. Tak więc moj mąż zobaczył corcię dopiero w 3dobie Jej życia..

"Tak strasznie ich KOCHAM i własnie ta miłość powoduje, że teraz kiedy jeszcze dochodzę do siebie i wszystko mnie boli mam siłę, żeby walczyć o nowy dzień. :*" - piękne słowa zakańczające :) Też czułam to samo. Że muszę szybko stanąc na nogi dla męża i córci, którzy czekają na mnie w domu i dla najmniejszej, która swoim płaczem wzywa mnie na pomoc.. :)

Gratuluję raz jeszcze :)

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
arletka1991

Acha i jeszcze współczuję niepotrzebnego przeżywania bóli krzyzowych, też je pamiętam ;)

Szkoda, że od razu nie zdecydowali się na operację, przecież sa przypadki, w których i pierworódka po godzinie czuła bóle parte i nawet nie mało takowych kobiet istnieje ..;) Lepiej nie myślec, co by wtedy było..

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
pollym

Gratulacje :)

Ja miałam bóle krzyżowe kilkanaście godzin, myślałam że umrę ;p Cesarka była dla mnie zbawieniem. Nawet przez myśl mi potem nie przeszło, żeby wziąć małego do siebie na noc, spałam całą noc i cały kolejny dzień. A co do wody, to zaraz po cc mogłam wziąć łyka wody, bez problemu.

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
mamatomcia23

Zdrowkaheart

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
panciona

Gratulacje Honia! Wszystkiego co najlepsze!

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
sewilka

Honia ale ładnie i szczegółowo to opisałaś :) CC ci nie zazdroszczę bo ja po zwykłej laparoskopii gdzie miałam 3 małe nacięcia dochodziłam do siebie ponad miesiąc więc po cc pewnie ten czas by się mocno wydłużył... ALe strasznie Ci zazdroszczę, że masz już swoje szczęście przy sobie :) Ja siedzę jak na szpilkach kiedy coś u mnie ruszy, leków rozkurczowych nie biorę i nic się nie dzieje...

Jeszcze raz Wam gratuluję a co do podobieństwa to uważam tak samo jak Kakol, że mały na zdjęciu na fb podobny jest do Ciebie, ale maleństwa szybko rosną i bardzo się zmieniają więc dopiero za jakiś czas tak naprawdę będzie można stwierdzić do kogo napewno jest podobny :) :) :)

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
jusia15699

gratki :) zdrówka :) ja też nie życze CC ale czasem ten zasbieg ratuje życie :) bilirubina 215? wow dużo mój miał 15 i nas do domu nie puścili