Blog: katrina91

« Powrót do listy wpisów
« Poprzedni wpis Następny wpis »
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
katrina91
katrina91

2014-04-17 11:21

|

Komentarze: 0

Chorowito.

Zaczęło się ode mnie. W ostatni piątek rano dostałam strasznych bóli brzucha, nudności i zawrotów głowy. Brałam jakieś tam leki z półki "rezerwowe", ale lepiej nie było. Sobota. Poszłam do przychodni, Diagnoza - zatrucie pokarmowe. Dostałam zestaw do łykania, sumiennie przyjmowałam zalecaną dawkę, niestety bez efektu choćby najmniejszego. W noc z soboty na niedzielę budzi mnie przerażający ścisk żołądka. Miałam wrażenie, że ktoś ściska mi wnętrzności wykręcając przy tym na drugą stronę. Doszła gorączka - 38,3 stopnia. Telefon na pogotowie. Przyjeżdża karetka, zakładają paskudny wenflon, zostawiają z tłumem kaszlących, rzygających i cholera wie co jeszcze ludzi. No w końcu to szpital, więc co się dziwić. Lekarz zbadał, zrobił wywiad. Diagnoza - Gastritis. Inaczej - zapalenie błony śluzowej żołądka na tle wirusowym. Dwie kroplówki dla tej Pani, porcja tabletek, a potem do domu. Spędziłam tam bite 6 godzin. Sumiennie przyjmowałam swoje nowe "jedzonko", męczyłam się do wtorku. Ok, przeszło. Później Wiktoria dostała pierwszego ząbka. Wielka radość, która niestety nie trwała za długo. Wczoraj moja Malutka od rana była jakaś nie taka jak zwykle... Senna, znurzona... Zgodnie z naszym codziennym planem zrobiłam jej mleczko w okolicach godziny 8 rano, ale nie chciała jeść. Cóż, trudno. Spróbuję za godzinę może. Poszła spać. Na brzuch się obróciła, więc przekładam na plecy. Tak kilka razy. Aż za którymś razem poszedł rzyg. Wielki rzyg. Aż mi serce stanęło. Dzwonię do mamy, mówi że przyjedzie z pracy. Próbuję jeszcze dać Niuni mleczka, ale to na nic. Mama przyjechała, poszłyśmy wspólnie do pediatry. Nic nie widać, temperatura mierzona w domu wynosi 37,1, ale ja ewidentnie widzę, czuję, że dziecko mi się przez ręce przelewa. Zalecenie - nawadniać. Jakby nie chciała nic ani jeść, ani pić w przeciągu 4-5 godzin to do szpitala. Wypisała skierowanie, wracamy do domu. Wmusiłam w córcię 10 ml herbatki, później 60 ml mleka. Jednak dalej wygląda niemrawo. Dobra, ruszamy na szpital. Szybki obiad, taryfa, korek.... Dotarłyśmy. Przyjęli nas po 40-stu minutach, w międzyczasie udało się napoić Młodą porcją 150 ml mleczka. Doktorek oschły, spytał ile mam lat (?!), spojrzał jak na tempą małolatę i histeryczkę, nie stwierdził nic, dał papierek z wypisem... Wracamy. W domu Wiktoria jakoś żwawsza. Już mamy nadzieję, że najgorsze minęło. Ale nie. Temperatura wzrasta. Doszło do około 38 stopni. No to J. który niedawno wrócił z pracy leci do apteki po leki przeciwgorączkowe. Po wielkich walkach Mała dostała odpowiednią dawkę Ibufenu i czekamy... Temperatura zeszła pięknie do 37,1 stopnia. Teraz cały czas obserwuję, w razie co podam znowu lekarstwo. Poję mleczkiem, herbatką... Zobaczymy.

 

Na dokładkę: ostatnio dietuję nieco. Nic specjalnego, gotowany kurczak, warzywa, ciemne pieczywo, serki light i dużo wody. Moja waga początkowa wynosiła 56 kg, aktualnie ważę 50,5 kg. Przypuszczam, że głównym sprawcą tutaj nie jest dieta, tylko stres. Stres, stres, stres.

Wymiękam.

Komentarze

Brak komentarzy