Blog: maga106

« Powrót do listy wpisów
« Poprzedni wpis Następny wpis »
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
maga106
maga106
Niedługo minie rok od kiedy...

...zalogowałam sie na tym portalu:) Byłam wtedy w szóstym miesiacu ciąży, która była dla mnie kompletną nowością i niemałym zaskoczeniem...miałam mnóstwo pytań:) Bałam się kiedy mój synek ciagle się ruszał, kiedy sie nie ruszał, kiedy miałam za mało wód płodowych, potem znowu miałam ich za dużo, kiedy minął mi termin...a ile pytań miał mój Mąż to już nie zliczę (uwierzycie, że nawet nie był pewien którędy urodze to dziecko?:)  Na początku udzielałam się trochę nieśmiało onieśmielona sporym stażem niektórych forumowiczek oraz zażyłością miedzy nimi.Ale nie moge powiedzieć, że czułam sie tu obco...Pamiętam jak po urodzeniu synka nie mogłam sie doczekać kiedy wreszcie wrócę do domu i się nim pochwalę przed Wami, pamiętam jak wspaniale było móc się ta radoscią podzielić z Wami - tymi, które już to znały i tymi które na to czekały:)

 

   I tak wiele zmieniło sie w moim zyciu przez ten rok - przede wszystkim zostałam MATKĄ i musze przyznać, że mimo upływu czasu niezmiennie mnie to dziwi...to juz prawie dziewięć miesięcy a ja nadal nie mogę sie przyzwyczaić do wymawiania słów "mama, mamusia"  czekam niecierpliwie aż je usłyszę od synka i jak znam siebie to od razu Wam o tym napiszę:)Zmieniłam miejsce zamieszkania, pracę...życie.Przeszliśmy z Mężem przez moja depresje po porodzie, przez kryzys w naszym związku...I teraz w danej chwili, w momencie nieustających zmian w moim życiu ten portal jest jedyną stałą w tym chaosie.

 

   Jesteście kobitki jedynymi "znajomościami", które mogłam zabrać ze sobą w nowe, jeszcze nieoswojone miejsce.Cieszę się, że ktos wpadł na pomysł żeby stworzyć ten portal, za co oczywiście założycielom dziękuję:)

 

 

   A teraz dam Wam możliwość pośmiania się ze mnie i zamieszczę artykuł, który napisałam kiedyś na zlecenie pewnej redakcji kiedy jeszcze byłam bezdzietną panienką dorabiającą sobie pisaniną.Dziś oczywiście całkowicie zmienił się mój sposób myślenia...ale powspominać zawsze warto;) I z okazji mojej prywatnej rocznicy życzę zarówno sobie i temu portalowi oraz Wam drogie mamy...samych sukcesów i rozwoju:)

 

 

PRZEWODNIK PRZETRWANIA

 

 

 

Należę do tej części ludzkości, która posiada dużą rodzinę. Właściwie dużą to złe słowo. Bardziej odpowiednie byłoby OGROMNĄ. 

Czy to prezent od Pana Boga czy może przekleństwo to już temat, którego wolę nie poruszać. Zazwyczaj udaje mi się jakoś z tym faktem pogodzić gdyż spora jej część mieszka w pewnym oddaleniu i w czasem nawet szanują moją przestrzeń. Nie żebym była nierodzinna - wręcz przeciwnie - cieszę się, że tyle nas jest, bo w trudnych sytuacjach przerażenie, ból i strach rozkładają się na wszystkie głowy i bywa łatwiej.

Problem wygląda tak, że lubimy się i tolerujemy, a nawet utrzymujemy ze sobą kontakty ze względu na więzy krwi. Innych brak. Myślę, że to Wam wiele wyjaśni.

I w tym tygodniu w celu zacieśniania tych więzi zgodziłam się zostać na noc u mojej najstarszej siostry i przypilnować jej czwórki dzieciaków, podczas gdy oni mieli zacieśniać z kolei więzi koleżeńskie. 

Tylko ja i czworo przedstawicieli młodocianego elementu przestępczego różnej płci i w różnym stadium rozwoju. I do tego nocą. 

Niech to szlag. 

Namalowałam 500 tysięcy Kubusiów Puchatków, Prosiaczków i tych takich japońskich wojowników czy coś tam. Wysłuchałam dwóch wykładów naukowych, których tematami przewodnimi były najlepsze gry komputerowe minionego roku oraz to, że "dziewczyny są głupie i skarżą". A jedna to podobno nawet sika czasem w klasie. Fuj! 

Umyłam 12 kubków, 56 talerzy i 2 szklanki. Sztućców nie myłam, bo się nimi rzucali.Obejrzałam horror, po którym bałam się pójść do łazienki, więc dzisiaj boli mnie pęcherz, zabiłam pająka wielkości pekińczyka mojej Mamy (nawet miał takie same okropne, małe oczka), sparzyłam się sztucznym ogniem (też myślałam, że to niemożliwe) i odmroziłam sobie tyłek patrząc na pokaz fajerwerków.Tamowałam krwotoki, wydzierałam z zaciśniętych pięści drewniane kije, którymi chcieli się naparzać, pozwoliłam się trochę poharatać owczarkowi niemieckiemu, około czwartej nad ranem pozbierałam z różnych ciemnych kątów śpiący element przestępczy i nie bez wysiłku zatargałam do łóżek. W celu zmuszenia ich aby tam pozostali musiałam użyć całego pokładu cierpliwości oraz broni palnej. I po tym wszystkim spałam pół godziny.

 

 

Oczywiście rano nikt nie chciał śniadania. Zachcieli dopiero jak zobaczyli, że dobieram się do cudem ocalałej sałatki śledziowej i urządzili sobie wyścigi kto pierwszy mi wyrwie talerz. Co gorliwsi chcieli nawet wyrywać mi z gardła sałatkę już połkniętą, ale jakoś udało mi się nad wszystkim zapanować.

Po czymś takim mogłabym spokojnie zakasować Supernianię. Ba, nawet mogłabym konkurować z treserem dzikich zwierząt. W porównaniu z tą nocą byłaby to prawdziwa przyjemność. 

Jeśli ktoś z Was znajdzie się w podobnej sytuacji moja pierwsza rada brzmi - UCIEKAJ zanim Cię zauważą i zapamiętają.

Jeśli jesteś mężczyzną zapewne skorzystasz z tej możliwości. Mężczyźni na ogół mają odrobinę więcej instynktu samozachowawczego:) Tylko kobieta w beznadziejnej sytuacji potrafi jeszcze wierzyć, że z jej zdolnościami, talentem i urokiem osobistym na pewno da radę.

A więc jeśli wierzysz, że dzieci są słodkie, różowe i pachną najlepiej pożegnaj się z tą myślą jeszcze przed konfrontacją. Dzieci oczywiście są słodkie i czasem spod warstwy zabrudzeń można dostrzec, że są odrobinę różowe. Resztę można uzależniać od sposobu wychowania, otoczenia i własnego do nich stosunku jednak fakt jest faktem - dziecko, jakie by nie było, musi sobie pokrzyczeć, pobiegać i zabrudzić pampersa.

Po drugie, nie zakładaj swoich ulubionych dżinsów. No chyba, że znasz sposób na wywabienie plam z trawy, soku czy krwi. Zapomnij o fryzurze czy makijażu, bo pod koniec dnia i tak nie zostanie z tego absolutnie nic. Szkoda Twojego czasu. 

Wszystko co ma dla Ciebie jakąkolwiek wartość, a co musisz mieć ze sobą wepchnij do torby i powieś na żyrandolu. Tylko wtedy nie dobiorą się do tego małe łapki (no chyba, że właściciel małych łapek ma też bardzo dłuuugie nóżki. 

Jeśli wpadniesz na cudowny pomysł zabrania takiej gromadki na zakupy też musisz się do takiej wyprawy odpowiednio przygotować psychicznie.

 

Proponuję pewne ćwiczenie, które należałoby przeprowadzić przynajmniej kilka dni wcześniej. Kup sobie kozę, a jeśli będziesz opiekować się liczbą mnogą najlepiej będzie jeśli na jedno dziecko przypadać będzie jedna koza, i weź je ze sobą do sklepu.Potem puść je wolno, staraj się mieć wszystkie naraz w zasięgu wzroku, po jakimś czasie złap i zapłać za wszystko co zeżarły lub zniszczyły. Szkody jakie poniesiesz, czas który zmarnujesz oraz wysiłek jaki w to włożysz będzie porównywalny do wyjścia z prawdziwymi dziećmi.

 

 

 

 

Ćwiczenie nr 2 - Wracając do domu zatrzymuj się przy każdym leżącym na ziemi papierku, patyczku czy ślimaku.Wejdź we wszystkie kałuże jakie napotkasz, co jakiś czas wracaj się o parę kroków, znowu zatrzymuj, zerwij kilka kwiatków i przyglądaj się uważnie każdemu z osobna. Po dwóch godzinach będziesz mieć jako takie wyobrażenie o spacerze z dzieckiem. 


Ćwiczenie nr 3 (w przypadku kiedy w opiekę nad dziećmi włączone będzie uprzątnięcie jego pokoju) - To również należy przeprowadzić odpowiednio wcześniej w warunkach domowych. Kup trochę mięsa lub żółtego sera, ewentualnie inny produkt, który dosyć szybko się psuje w temperaturze pokojowej. Schowaj go w jakimś trudno dostępnym miejscu np. za szafą lub łóżkiem. Zapomnij o nim na dłuższy czas, a zapach jaki się rozejdzie po pokoju da Ci namiastkę porządków w dziecięcym pokoju;) 

Oczywiście nie twierdzę, że dzieci do dopust Boży. W końcu każdy z nas nosił pieluchę i dłubał w nosie.Miałam kontakt z różnymi dzieciakami - niektóre były naprawdę bezproblemowe i sympatyczne, inne przypominały małe huragany, a przy jeszcze innych bałabym się gasić światło. Ale po nocy spędzonej z czwórką dzieciaków mojej siostry gotowa byłabym wypasać te pierdzielone kozy do końca życia, żeby tylko tego nie powtórzyć.

 

Komentarze

  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
dominika84

No bo punkt widzenia zalezy przeciez od punktu siedzenia :))) Classic :) A usmialam sie do lez czytajac twoj artykul i mimo, ze moje dziecko ma juz 10 miesiecy i kocham je ponad zycie, uwazam, ze jest na wskros prawdziwy!!! :) Edytuj sobie tylko wpis bo skopiowalo sie kilka razy to samo :)