Blog: milionbzdur

« Powrót do listy wpisów
« Poprzedni wpis Następny wpis »
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
milionbzdur
milionbzdur

Wczoraj przyjechałam do Mamy. Od wczoraj rana kichałam i bolało mnie gardło, a dzisiaj zaczęło się na dobre. Po prostu jestem chora. Tutaj nawet nie mam jak iść do lekarza, zresztą co on mi da. Bardzo miła pani w aptece dała mi Pranatal Grip Care. Może pomoże. Niedawno kupiłam sobie syrop Prenalen na odporność ale strsznie odbijalo mi się po nim czosnekiem i nie pije. A trzeba było! Chyba zaraziłam się od mojego D. Miesiąc temu miał zapalenie oskrzeli, nie doleczył i teraz znowu chory. A tak cieszyłam się, że w tym roku, w tym stanie nic mnie nie bierze. Ale za to Mamusia się mną troskliwie opiekuje :) Myśłalam sobie ostatnio jak to było jak byłam mała i byłam chora. Jak się leżało w łóżeczku a Mamusia się opiekowała. I tak myślałam sobie, że mną już się nikt tak dobrze nie zaopiekuje. Sama podaj sobie leki, sama martw się o wszystko. Bo wiadomo, troskliwy chłop w żaden sposób nie dorówna Mamie ;) Myślałam, że teraz to ja będę się tak opiekować moim Maleństwem. No więc chciałam to mam, ja chora a Mama bawi się w pielęgniarkę :) Miałam nadzieję, że będzie ładna pogoda, że sobie z Mamuśką pospacerujemy, pogadamy. Pogoda do dupy, deszcz pada, zimno, ja chora. Nie bawię się tak :(

Mamy już datę ślubu cywilnego. Najszybszy termin był na 1 czerwca. Wątpię czy wcisnę się już wtedy w moją sukienkę... Będę kombinować. Ale przynajmniej będzie już ciepło :) I data łatwa, więc mój małżonek chyba zapamięta. No i jest R w nazwie miesiąca!

A na koniec z rzeczy przyjemnych i najważniejszych... Moje Maleństwo dało o sobie w końcu znać! Wczoraj poczułam pierwsze ruchy, takie cudowne smyranie w środku. A było to tak: jechałam do Mamy pociągiem. Trasa Oława-Katowice. Potem z Katowic busem do Mamci. Pech chciał, że tym pociągiem wracały 3 wagony kiboli z jakiegoś meczu, narobili zadymy, wyrwali jakieś drzwi i w Opolu już mieliśmy 40 minut opóźnienia :/ W Katowiach powinnam być o 11:38, a byłam 12:15. Miałam 10 minut, żeby z mega ciężką torbą dolecieć na plac przed PKP na busa. Siku mi się chciało masakrycznie, biegne z tą torbą według znaków (oczywiście dworzec dalej w remoncie) a tam brak przejścia. I weź człowieku kombinuj. Jakiś pan mi wytłumaczył jak tam dojść, to ja lecę przez cały dworzec, sikam prawie po nogach, jestem głodna i wkurwiona, torba waży chyba z tonę! W ostatniej chwili zdążyłam, siadam w busie, w końcu mogę odetchnąć. I mój Maluszek chyba też się zdenerwował, bo poczułam takie delikatne trzepotanie w brzuszku :) Cudowne uczucie. Niedługo może poznamy płeć naszego Skarba, już nie możemy się doczekać :)

Komentarze

Brak komentarzy