Po wieczorze z jakimś postękiwaniami czarnoczuprynowego poszliśmy spać po 21, pobudka około drugiej w nocy,  poszliśmy spać przed trzecią bez płaczu i męk, wstaliśmy o 6:30 dzięki pobudce Marcelego, a Antoni spał do siódmej. 

Wypiłam rano kawę z mlekiem. Pycha. Smak mielonej kawy i taki aromat.. degustowałam się nią, a przecież raptem półtorej miesiąca nie piłam. 

Piersi są zbaniałe, obolałe, ale myślę że jeszcze dwa dni i laktacja się skończy.

Dziś Antoś grzeczny, śpi właśnie od 3-4 godzin. 

Marceli powiesił pranie z Farbenem i poszli na pole grabić łąkę koło altany. 

Ja się mopsuję niczym nuda.

Przenieśliśmy dziś Marcelka z powrotem do dziecięcego pokoju, jakoś nie czuję tego by zima miała wrócić a i okazało się, że grzejnik w małym pokoju spokojnie ogrzewa dwa pomieszczenia, jest większa rotacja powietrza. 

Maniek dziś kominiarza widział, się cieszył :) zjadł rano jogurt, popołudniu kawał zupy, jak wróci liczę na to że zje mięsko - więc dziś jest chętny do jedzenia. W końcu Antoni spokojny też jest, więc może tan fakt daje mu spokojnie się najeść..?

No i od dziś na spokojnie podejmuję wyzwanie diety, najzwyklejszej MŻ, bo póki co na ćwiczenia się nie nadaję, jedynie te w podciąganie Mańka..